Przejdź do głównej zawartości

Mój rower


UNIBIKE VISION

SPECYFIKACJA (na podstawie strony producenta):

Producent: Unibike
Rok: 2013
Typ: trekkingowy

RAMA:

Rozmiar: 19"
Kolor: czarny
Rama: 700C/ ALU 6061/ Męska
Widelec: SR SUNTOUR CR-7V / SKOK 40MM
Komplet sterowy: GWINT FSA TH-805ST / 1-1/8" / WEWNĘTRZNY

KOMPONENTY:

Kierownica: RISER / ALU
Chwyty: SELLE ROYAL / SKÓRA / RĘCZNIE SZYTA
Wspornik kierownicy: UNO GRADE COMFORT / REGULOWANY
Wspornik siodła: UNO GRADE OE
Siodło: SELLE ITALIA SPORTOURER KAALAM
Pedały: VP / TWORZYWO / POWIERZCHNIA ANTYPOŚLIZGOWA
Podpórka: STANDWELL / CENTRALNA / REGULOWANA / ALU
Błotniki: SKS GERMANY / TWORZYWO PET / CHLAPACZE
Bagażnik: STAL / PRZYSTOSOWANY DO SAKW / PASEK / UCHWYT DO POMPKI
Oświetlenie: BASTA 9430 (HALOGEN)/TRIO (ROLKA STALOWA)/RAY

NAPĘD: 

Manetki: SHIMANO ALTUS EF65
Przerzutka przednia: SHIMANO TX51
Przerzutka tylna: SHIMANO ACERA M360
Hamulce: SHIMANO ACERA M422
Dźwignie hamulca: SHIMANO ALTUS EF65
Wolnobieg: SHIMANO TOURNEY TZ21 / 14-28T
Łańcuch: SHIMANO UG51
Mechanizm korbowy: SHIMANO TOURNEY M171A / 48X38X28T / OSŁONA HERRMANS T-WAVE
Środek Suportu: TH / 7420ST-S / ŁOŻYSKA MASZYNOWE / PODWÓJNE USZCZELNIENIE

KOŁA:

Obręcze: MACH 1 210 / SREBRNE
Piasty: KT QUANDO / ALU / QR / 36H / SREBRNE
Szprychy: SAPIM / NIERDZEWNE
Opony: IMPAC TOURPAC / 28X1.60
Dętki: IMPAC / AV 

 

INNE:

Wyposażenie: POMPKA SKS ROOKIE, DZWONEK, ODBLASKI, OSŁONA PRZERZUTKI
Ilość biegów: 21
Waga: 17,2 kg

  * * *

UNIBIKE VISION- moja ocena

 


Rower został kupiony 25 listopada 2013 roku w posezonowych promocjach za 1232 zł. Jego użytkowanie rozpoczęłam jednak dopiero w połowie czerwca 2014 r.
Do końca września 2014 r przejechałam nim łącznie skromne 1564 km i właściwie na tym poprzestałam w sezonie 2014. Jesienno - zimowe dni niezbyt zachęcają mnie rowerowo. Jazda w tym okresie po prostu nie sprawia mi przyjemności. Poza tym przyznam szczerze, iż... szkoda mi roweru (cokolwiek w tym momencie sobie o mnie pomyślicie ;)). A zatem co roku z niecierpliwością czekam na wiosnę.

Poniżej pozwolę sobie skrobnąć kilka słów na temat tego modelu 'unibajka'.
Szukając roweru na wyprawy dysponowałam ograniczonym budżetem, zależało mi na niedrogim lecz w miarę przyzwoitym sprzęcie. Po długich rozważaniach wybór padł na Unibike Vision. Biorąc pod uwagę korelację ceny do jakości, sądzę, że ciężko było w tamtym okresie znaleźć coś lepszego za nieco ponad 1000 zł.

Vision posiada ramę w rozmiarze 19 cali - od razu przyznaję, że teoretycznie nie jest ona odpowiednia do moich niespełna 164 cm wzrostu. Dlaczego więc kupiłam ten model i dlaczego nie damski?!
  • Po pierwsze interesowały mnie wyłącznie rowery z męską ramą. Wśród trekkingów różnych firm (w przedziale cenowym, który wchodził w grę), miałam problem by znaleźć odpowiedni dla mnie męski rozmiar czyli 17 calowy. Z damskimi oczywiście nie byłoby takiego kłopotu, ale jak wspomniałam, wykluczyłam ten typ.
  • Po drugie słyszałam opinie, że ramy męskie są sztywniejsze, lepiej przenoszą obciążenia niż damskie. Poza tym prowadzenie linek w damskich ramach jest zazwyczaj bardziej skomplikowane, często występuje więcej zagięć pancerzy, co ponoć odbija się na jakości pracy hamulców i przerzutek. Oprócz tego w męskich można zamocować dwa koszyki na bidon, podczas gdy w damkach czasem jest problem z jednym (ma to znaczenie przy dłuższych wyprawach). Konstrukcja męskiej ramy umożliwia także montaż podręcznych, mniejszych sakw czy toreb.
  • Po trzecie - rzecz gustu, zdecydowanie bardziej podobają mi się rowery męskie niż damskie.
Pomijam jeszcze kilka innych aspektów i szczegółową historię zakupu roweru, ale koniec końców stałam się posiadaczką czarnego Unibika. Jako, że jestem drobną osobą o wadze ok. 50 kg, wyraźnie da się zauważyć, że rozmiar roweru jest nieco przesadzony. Dodatkowo koła 28 cali potęgują owo wrażenie. Mimo powyższych faktów muszę przyznać, że nie odczuwam jakiegokolwiek niedopasowania i mogę to stwierdzić z całą pewnością po zakończeniu sezonu 2014. Na rowerze spędziłam kilka dni podczas swojej pierwszej życiowej wyprawy z Dźwirzyna na Hel (łącznie pokonane 371 km). Najdłuższy odcinek wyniósł 118 km. Jazda sama w sobie należała do przyjemnych, nie czułam żadnych dolegliwości wynikających z użytkowania roweru, no może poza bólem tyłka, spowodowanym kolejnym dniem w siodełku (ale tego nie uniknęli nawet moi współtowarzysze wyprawy, którzy posiadali sprzęt kilkunastokrotnie przewyższający wartość mojego roweru). W tym momencie muszę zaznaczyć, że siodełko jest całkiem wygodne, choć na takie nie wygląda i wydawałoby się, iż w trekkingu w tej cenie, będzie to element słabej jakości i pierwsza rzecz do wymiany.
Poza wyprawą, najdłuższy dystans pokonany przeze mnie w jeden dzień wyniósł 201,49 km (w 2014 roku). Również po tej jednodniowej trasie nie czułam dyskomfortu spowodowanego rozbieżnością pomiędzy moją posturą a rozmiarem roweru.
Reasumując: jazdę tym trekkingiem oceniam na lekką, szybką, przyjemną oraz wygodną.

Kolejnym elementem roweru, na który chciałam zwrócić uwagę to chwyty kierownicy, wykonane z ręcznie szytej skóry. Szczegół ten doceniłam dopiero po wielu godzinach spędzonych na rowerze. Nawet w upalny dzień nie pociły się dłonie, ręce wygodnie spoczywały na kierownicy- zero pęcherzy, odgnieceń itp.
Ku jeszcze większemu komfortowi rozbudowałam rower o rogi, by umożliwić zmianę położenia dłoni, zwłaszcza podczas dłuższych tras.

A teraz słów kilka o dotychczas zauważonych minusach:
  • Bagażnik - posiada nośność do 25 kg i co prawda przetrzymał pod obciążeniem dotychczasowe wyjazdy, lecz nie sprawia wrażenia solidnego. Podejrzewam, że prędzej czy później "klęknie". Jego konstrukcja niezbyt nadaje się do pewnego mocowania bardziej zaawansowanych sakw. Na razie przy nim zostaję, ale w przyszłości planuję zmienić na lepszy model.
  • Wolnobieg - po przejechaniu ok. 1000 km przestał być słyszalny charakterystyczny terkot mechanizmu zapadkowego, a jedynie momentami wydobywał się metaliczny odgłos z jakby uszkodzonego łożyska. Po zdemontowaniu wolnobiegu wyczuwalne luzy podczas trzymania w dłoni. Poza tym zęby dość mocno wyostrzone, prawie jak gwiazdki ninja ;). Wymieniłam na nowy, taki sam jak oryginał, gdyż założenie czegoś solidniejszego wiązało się z zakupem kasety, zmianą obręczy, piasty, a co za tym idzie z większymi kosztami. Nie wiem co mogło być przyczyną takiego stanu rzeczy, tym bardziej, że mój brat na tym samym wolnobiegu jeździ już ok.5 lat, ma za sobą m.in. wyprawę do Włoch, trasę alpejskimi dolinami w Austrii i wiele innych. Ponoć starsze produkcje bardziej trwałe, a nowe wolnobiegi shimano gorszej jakości, sezon i do wyrzucenia.
  • Łańcuch - po ok. 1000 km nieco się wyciągnął, również zmieniłam na nowy. Jednak myślę, że to normalna kolej rzeczy- jedna z teorii dotycząca łańcuchów rowerowych, głosi bowiem ich wymianę co 1000 km.
  • Waga roweru (17 kg) - jak dla mnie najpoważniejsza wada. Ciężar nie jest może odczuwalny podczas samej jazdy, jednak najbardziej dał mi się we znaki podczas wsiadania do pociągu z rowerem załadowanym sakwami z przodu i z tyłu. Sam w sobie nie jest lekki, a z ekwipunkiem wyprawowym to już niezły czołg. A ponieważ jestem trochę typem singla i samotnika, toteż podróże pociągami w pojedynkę z rowerem stanowią dla mnie ogromne wyzwanie i źródło stresu. Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto lituje się nad małą kobietką z wielkim rowerem i pomaga w transporcie. 
  • Lakier ramy - matowy, który wbrew pozorom łatwiej ulega zarysowaniom niż ten z połyskiem. Warstwa lakieru bezbarwnego stanowi niejako dodatkowe zabezpieczenie.

W ogólnym bilansie stwierdzam, że rower wypada całkiem dobrze i jest godny uwagi jak za pieniądze, które dałam za niego w 2013 roku. Myślę, że w tej cenie ciężko było wówczas znaleźć coś bardziej sensownego. Od poznanych rowerzystów słyszałam opinie typu "sprzedaj ten rower, zainwestuj w lepszy, kup mtb, nie zawiedzie cię w żadnym terenie, twój za ciężki, za duży, komponenty średniej jakości, nie dasz rady na tym przejechać tyle km..." etc. Prawie zaczęłam w to wierzyć, gdyby nie fakt, że młodszy brat od kilku lat jeździ na trekkingu za ok. 700 zł. Przejechał bezawaryjnie wiele tysięcy km, na swoim koncie ma wyprawy po Polsce i zagraniczne, zwykłym rowerem firmy 'krzak', dokonuje rzeczy, które wydawałyby się nie do osiągnięcia na takim sprzęcie. Dlatego pomyślałam, iż też udowodnię sobie (i nie tylko), że rowerem z praktycznie najniższej półki również można wiele ...




    AKTUALIZACJA WPISU (stan na styczeń 2016):

    W sezonie 2015 (jeździłam od marca do początku września) wykręciłam łącznie nieco ponad 4200 km. Głównie były to podróże po najbliższej okolicy na długość tras do ok. 130 km. Oprócz tego zaliczyłam wypad do Niemiec oraz ustanowiłam na tym rowerze swój nowy rekord, czyli 300 km w ciągu jednego dnia. Rower nigdy mnie nie zawiódł! Żadnej awarii na trasie ani nawet jednej pany!.

    Po zakończeniu sezonu dokonałam przeglądu i postanowiłam wymienić kilka rzeczy na nowe. Oto one:
    * korba shimano tourney FC-M171-A (cena 69, 90 zł),
    * wolnobieg shimano MFTZ21 14-28 + łańcuch UG 51 (cena zestawu 45 zł),
    * wkład suportu, model VP-BC73 122 mm (cena 26,40 zł),
    * oś piasty przedniej + łożyska kulkowe (ok. 10 zł),
    * oś piasty tylnej + łożyska kulkowe (ok. 10 zł).

    Z powyższych rzeczy konieczna była wymiana łożysk, gdyż na pojedynczych kulkach pod lupą dało się zauważyć malutkie wżery. Dodatkowo łożysko w przedniej piaście nie toczyło się tak płynnie jak powinno. 
    Wymiana napędu (korby, łańcucha, wolnobiegu oraz suportu) nie wymagała natychmiastowej interwencji, ale z uwagi na fakt, że głównie podróżuję sama, postanowiłam nie kusić losu, dmuchać na zimne i profilaktycznie założyć nowe części. Może nie było to aż tak konieczne, ale rower niedrogi to i części tanie, więc co mi szkodziło. Niewielkim kosztem mam nowe części a i zyskałam spokój sumienia, że wszystko jest dopieszczone i rower raczej nie odmówi mi posłuszeństwa gdzieś daleko w trasie.


    Podsumowując, po niewielkiej modernizacji, nadal pozostaję przy moim unibajku. Od czasu zakupu roweru (po sezonie 2014 i 2015) przejechałam na nim prawie 6 000 km i wciąż jestem zadowolonym użytkownikiem.



     AKTUALIZACJA WPISU PO SEZONIE 2016:


    W sezonie 2016 jeździłam o prawie połowę mniej niż w 2015 roku, bo zrobiłam zaledwie 2400 km (od marca do końca lipca). Głównie były to wypady po okolicy, ale zaliczyłam też kilkudniową wyprawę przez Czechy, Austrię i Słowację. Przed tym wyjazdem musiałam mieć pewność, że rower jest w 100% sprawny. Niepokoił mnie stukot dochodzący z okolicy piasty tylnego koła. Dokonałam przeglądu kół, łożysk, misek piast, w których to zauważyłam maleńki ubytek wielkości dziurki po wbiciu szpilki (ale myślę, że to nie dyskwalifikowało kół). Poza tym mimo konserwacji łożysk, właściwego skontrowania kół, nie obracały się one tak płynnie jak dawniej. Postanowiłam wymienić obie obręcze na nowe, a także kupić nowe opony. Po kilku trasach w tylnym kole znów dał się słyszeć stukot - reklamowałam i na moje życzenie uzyskałam zwrot gotówki. Doszłam do wniosku, że koła pod wolnobieg są jednak kiepskiej jakości, poza tym często i łatwo wygina się oś tylnej piasty (zwłaszcza pod ciężarem), co być może powodowało stukanie w kole. Zakupiłam zatem nowe koło, lepsze konstrukcyjnie, jednak to rozwiązanie wymagało rezygnacji z wolnobiegu i przejścia na kasetę oraz kompatybilny łańcuch. Jako, że posiadam 7 biegów, toteż kupiłam kasetę tylko 7 rzędową.

    Reasumując, w 2016 roku wymieniłam w rowerze następujące rzeczy:
    * przednie koło z dwukomorową, wzmacnianą obręczą firmy Kands oraz z piastą Shimano HB-RM70  (cena 63,90 zł),
    * tylne koło z dwukomorową, wzmacnianą obręczą firmy Kands na piaście Shimano FH-RM70 + bębenek (cena 89,90 zł),
    * 7 rzędowa kaseta Shimano CS - HG41(zakres zębatek 11-28T) (cena 37,90 zł),
    * łańcuch Shimano HG 40 (cena 25,90 zł), 
    * komplet opon Schwalbe Silento 28x1.60 (cena 111,50 zł z przesyłką).

    Przyznam, że choć wszystkie dotychczasowe wydatki związane z rowerem nie są może kolosalne, to jednak co jakiś czas coś wymaga wymiany. Coraz częściej myślę o kupnie nowego, solidniejszego roweru, ale wciąż jeżdżę na unibajku. Nie opłaca mi się w nim robić wielkich zmian, ulepszeń i inwestycji, korzystniej wyjdzie kupno nowego. Z jednej strony mam do niego sentyment, nigdy mnie nie zawiódł podczas wyjazdów. Z drugiej strony przydałby się bardziej przemyślany i solidniejszy sprzęt, ale zdaję sobie sprawę, że musiałabym wyłożyć już grubszą kwotę i tu spokoju nie daje mi rozsądek, bo nie dam za rower więcej niż za używane starsze auto.... Rowery stały się obecnie dość popularne i w moim mniemaniu są strasznie drogie, za aż 1000 zł można dostać raczej tylko przeciętny rower. Dlatego nadal jeżdżę poczciwym unibikiem, ale ukradkiem przyglądam się lepszym rowerom w rozsądnej cenie.


     AKTUALIZACJA WPISU PO SEZONIE 2018:

    Po sezonie 2018, a na progu roku 2019 w rowerze wymieniłam następujące elementy:
    * łańcuch Shimano HG-40 (114 ogniw) 6/7/8 rzędów - 22,49 zł
    * pedały plastikowe Accent Range na łożyskach kulkowych - 18,40 zł 
           + wysyłka dwóch powyższych 9,90zł
    * 2 kółka przerzutki tylnej, aluminiowe na łożyskach - cena za 2 sztuki: 12,25zł (darmowa wysyłka poprzez AliExpress)

    Komentarze

    1. Moje gratulacje, dzielna dziewczyna. Rower dość tani a dokonujesz na nim wielkich rzeczy. Czyli chcieć znaczy móc.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dzięki:). Wychodzę z założenia, że nawet najdroższy, markowy rower sam nie pojedzie. Oczywiście warto wypośrodkować, bo pewne i sprawdzone rozwiązania muszą nieco kosztować, ale bez przesadyzmu.. Chcieć może nie zawsze znaczy móc, ale często przy odpowiedniej dawce samozaparcia da się wiele zdziałać :)

        Usuń
    2. Witam, sądzę że przydałby się porządny przedni błotnik tj. długi na tyle żeby mieć w miarę suche stopy przy jeździe po mokrej nawierzchni - rower jest, zdaje się, i tak wykorzystywany do trekkingu po drogach, duktach itp. czyli raczej w lekkim terenie i nie musi być tak krótki (to ostatnia taka moda - starsze rowery miały słusznej długości błotniki). Inną propozycją byłby hamulec bębnowy w przedniej piaście (wymagałaby zmiany całego koła): skuteczny, niewrażliwy na wodę, niewymagający częstych regulacji i wymiany klocków a nie tak niebezpiecznie skuteczny jak przedni tarczowy. Zamiast rogów zaproponowałbym zmianę kierownicy na esowatą, która umożliwia jazdę w co najmniej w 3-ech pozycjach (można się nawet położyć na niej jak na lemondce - to by była 4-a) a przy tym jest bezpieczniejsza - miałem przypadek, że dziecko wybiegło mi na drogę tuż przed rower i nie byłem w stanie go ominąć, i obydwoje wylądowaliśmi na jezdni ale uderzenie rogiem zapewne gorzej by się dla niego skończyło. Można też rozważyć zmianę sztycy na amortyzowaną, jest to przecież rower ze sztywną aluminiową ramą i sztywnymi aluminiowymi obręczami na którym jeździ się mniej przyjemnie niż na rowerze ze stalową sprężystą ramą i stalowymi obręczami. Co do ceny są oczywiście tacy, którzy przedkładają chęć pokazania się (że ich na to stać) nad rzeczywiste walory użytkowe - rowery takie też się psują, niektóre niby świetne rozwiązania okazują się kłopotliwe i wymagające kosztownej konserwacji. Ja jeżdżąc wiele lat (a zaczynając w czasach, gdy rowery były znacznie prostsze a dostęp do części ograniczony) doceniam sprawdzone proste i niezawodne rozwiązania. Pozdrawiam Radosław

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dziękuję za wszelkie uwagi i rozbudowane komentarze. Co do błotników to przyznam, że zarówno do błotnika przedniego jak i tylnego nie mam żadnych zastrzeżeń (może na zdjęciach tak nie widać, ale są długie, nie wiem czy w ogóle istnieją jeszcze dłuższe;P). Ich długość mi odpowiada, bardzo dobrze wywiązują się ze swego zadania, a stopy jeśli mam mokre, to jedynie z powodu deszczu padającego z góry. Także błotników na pewno nie będę wymieniać, nie mam takiej potrzeby, są idealne. Co do hamulców- może i bębnowy hamulec, który proponujesz nie byłby zły, ale zupełnie nie opłaca mi się robić takich inwestycji w tym rowerze. Jedyne co ostatnio zmieniałam to całe obręcze, opony, łańcuch oraz wolnobieg na kasetę. Poza tymi częściami nic więcej nie będę zmieniać,bo nie jest to warte zachodu,po prostu nie opłaca się robić wielkich inwestycji w tym rowerze, korzystniej wyjdzie kupno nowego, bardziej przemyślanego roweru i od pewnego czasu dojrzewam do takiej właśnie decyzji.Co do hamulców to z obecnych, które posiadam (czyli v-brake) jestem niezmiernie zadowolona i bardzo ubolewam nad tym,że teraz tak modne stało się wszędobylskie montowanie hamulców tarczowych. V-brake w zupełności mi wystarczają, w ogóle uważam, że w rowerach trekkingowych v-brake są wystarczająco dobrym rozwiązaniem, w dodatku bez problemu można wymienić klocki czy naprawić jakąś awarię nawet na dalekiej wyprawie,a w przypadku hamulców tarczowych i innych na pewno nie jest to już tak łatwe zadanie. V-brake są proste, bezproblemowe w obsłudze, regulacji, naprawie, wymianie. Dla mnie ta prostota jest bezcenna na wyjazdach. Teraz praktycznie w każdym rowerze już ze średniej półki mamy w pakiecie hamulce hydrauliczne. Uważam, że ich montowanie w niektórych rowerach to pomyłka. Mi są one niepotrzebne, v-brake są dla mnie optymalnym rozwiązaniem, a np.hamulce hydrauliczne wymagają m.in. uzupełniania płynu, czasem się zapowietrzają (i nie mam ochoty przeprowadzać ich serwisu na wyprawie i wozić ze sobą sprzętu do ich odpowietrzania). Także wolę zdecydowanie proste rozwiązania.

        Usuń
      2. Kwestia kierownicy-o kupnie takiej esowatej myślałam kiedy zaczynałam przygodę z rowerem. Sądziłam, że właśnie będzie bardzo dobrym rozwiązaniem, ponieważ podczas długich wypadów umożliwi mi przyjmowanie wygodnych pozycji. Dziś po tysiącach przejechanych kilometrów stwierdzam, że jest mi zupełnie niepotrzebna, rogi są w zupełności wystarczające i umożliwiają mi wygodną jazdę. W dodatku taka esowata kierownica powiększa rozmiar i ciężar roweru, a każda dodatkowa masa na wyprawach to utrapienie. Wystarczy,że rower mam załadowany ciężkimi sakwami, więc moim celem nie jest kupowanie wymyślnych kierownic itp. które tylko dołożą mi dodatkowej, może nie aż tak wielkiej masy, ale gram do grama i tak się zbiera. Poza tym mój rower i tak jest spory, co sprawia problem przy transporcie pociągami. W poprzednim roku przyszło mi kilka godzin spędzić z rowerem w przedsionku przy toalecie, między jednym a drugim wagonem. Było strasznie ciasno, co chwilę ktoś przechodził i musiałam przestawiać rower załadowany bagażami. W takiej sytuacji nie wyobrażam sobie jeszcze wielkiej esowatej kierownicy zajmującej sporą przestrzeń (wbrew pozorom obecna kierownica bardzo przeszkadzała w transporcie i zajmowała miejsce, utrudniała przemieszczanie się, a co dopiero gdybym miała esowatą kierownicę...) Może dla niektórych pewne rozwiązania są ok, ja mam już pewne doświadczenie na różnych wyjazdach i wiem co się rewelacyjnie sprawdza a co nie. Dlatego esowatej kierownicy mówię zdecydowanie nie (miałam okazję takową testować, ale nie zauważyłam, by jechało mi się wygodniej niż na takiej z rogami, dlatego tym bardziej nie widzę powodów do jej kupna). Rację może masz z tym,że takim rogiem mogę zrobić krzywdę np. przy zderzeniu z innym człowiekiem/dzieckiem. No ale... przecież nie można wybierać sprzętu tylko biorąc pod uwagę to, aby nie zrobić komuś krzywdy przy ewentualnym wypadku. Gdybym kierowała się wyłącznie takimi kryteriami, to chyba musiałabym kupić gumowy/plastikowy rower, aby w razie czego nikomu nie zrobić krzywdy...Nonsens.

        Usuń
      3. Co do sztycy i jej amortyzacji... również mówię nie. Nie w moim przypadku. Znajoma, która jest równie filigranową osóbką jak ja uparła się na amortyzowaną sztycę, bo wygodniej, lepiej, bo to taki popularny "gadżet". Sprzedawca przy kupnie roweru sam odradził jej takie rozwiązanie, ze względu na to, że jest zbyt lekka i tak naprawdę amortyzowana sztyca w jej przypadku na niewiele się zda. W moim przypadku pewnie byłoby podobnie. Poza tym przejechałam już sporo km, czasem na wyprawach przez kilka dni z rzędu siedzę w siodle od rana do wieczora i jakoś nie czuję, aby było mi niewygodnie, źle, nieprzyjemnie itp. Nie widzę zatem sensu wprowadzania zmian (bo po co, skoro jest dobrze?!).
        Co do cen rowerów-zgadzam się, że niektórzy chcą tylko pokazać, że ich stać. Nie jestem zwolenniczką kupowania rowerów w cenie nienajgorszych używanych aut. Często jest tak jak piszesz, że drogie rowery, to drogie części, a nowoczesne rozwiązania bywają czasem kłopotliwe w codziennych sytuacjach. Poza tym faktycznie te drogie rowery nie są nieśmiertelne,one też się psują, też potrzebują serwisowania, a to już nie jest taki mały wydatek. Dlatego też popieram proste w obsłudze i mało kłopotliwe rozwiązania, jednak muszę przyznać, że nie ma sensu kupowanie tanich, marketowych rowerów. Jakość trochę musi kosztować, produkcja z dobrych materiałów swoją cenę ma i nikt nic za darmo nie da. Kupi się tani rower, słabej jakości komponenty, to częściej trzeba wymieniać, często szybciej się zużywają i oszczędność jest niestety tylko pozorna. Teraz im więcej jeżdżę tym bardziej dostrzegam, że tanie i bardzo słabe jakościowo części szybko padają... Dojrzewam więc coraz bardziej do zakupu droższego, bardziej przemyślanego roweru... Wszystko zależy od tego ile się jeździ. Trzeba jednak znaleźć złoty środek i umieć rozsądnie wybrać, bo niekoniecznie coś co jest baaardzo drogie jest też bardzo dobre.

        Usuń
    3. PS. Co do chwytów kierownicy wykonanych ze skóry to owszem przyjemna to i elegancka rzecz, ale jak wszystko ma plusy i minusy. Otóż po jeździe w deszczu (na długiej trasie taki zawsze może dopaść rowerzystę) mogą namoknąć i wtedy gdy już przestanie padać dobrze by było mieć suche, co oznacza że trzeba mieć zapasowe na zmianę lub wysuszyć te na przykład suszarką do rąk na napotkanej stacji benzynowej, bo same szybko nie wyschną. Pzdr Radosław

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Częściowo się z Tobą zgadzam, bo oczywistym jest, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Jazdy w deszczu unikam,nie wybieram się na wyjazd gdy zanosi się na brzydką pogodę, ale czasem deszcz spotyka mnie na trasie i nic na to nie poradzę. Jednak chwyty skórzane nie są na całej kierownicy, tylko tam gdzie spoczywają dłonie, a jest to stosunkowo niewielki obszar, który praktycznie w całości zakrywam dłońmi(tak samo jak siodełko zakrywam tyłkiem;)), więc mokre mam ręce,a chwyty nie są narażone na bezpośredni deszcz. Nawet gdy na kempingu rower stał całą noc w deszczu przy namiocie, to chwyty nie nasiąkły wodą, musiałyby chyba być zanurzone w niej przez dłuższy czas, aby tak się stało. Przy opadach deszczu nie zauważyłam aby chwyty jakoś namiętnie wpijały wodę, po prostu po nich spływa.

        Usuń
    4. PS2. Gwoli ścisłości: podpórka jak widać jest boczna, lecz z centralnym mocowaniem. Centralna to raczej taka ala motocyklowa, że tylne koło wisi w powietrzu. Proszę nie poczytać mi tego za czepialstwo - nadmierną drobiazgowość, blog generalnie jest bardzo precyzyjny i dokładny, wręcz perfekcyjny. Pzdr Radosław

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie mam zdania w tej kwestii i nie będę polemizować, ale wyraźnie napisałam w nawiasie na samej górze, że specyfikacja jest stworzona na podstawie strony producenta. To oznacza, że nie wymyśliłam sobie sformułowania "podpórka centralna", lecz taki opis i takie, a nie inne dane zawarł sam producent, a ja się na nie tylko powołałam :) Pozdrawiam:)

        Usuń
    5. Cześć :) Basiu, gdybyś już na serio przymierzała się do zakupu nowego roweru, to proponuję zapoznać się z ofertą Trans Rower. Produkują oni rowery pod marką Kands oraz Lazaro. Od roku sama używam Lazaro Integral V3 (rower crossowy)i w tej cenie chyba trudno dostać rower o lepszych podzespołach. Minusem roweru z pewnością jest waga (14kg) choć nie jest to jeszcze jakiś dramat, no i na forach różnie ludziska piszą o tzw geometrii ramy, ale ze mnie jest laik, więc nie będę wypowiadać się na ten temat. Dla mnie rower jest wygodny, a przesiadka na niego po uprzednim jeżdżeniu na rowerach marketowych, była jak przesiadka z Malucha do Mercedesa ;-)Firma ma siedzibę pod Mielcem, a rowery sprzedają wyłącznie przez Allegro. Na pewno warto do nich napisać i podpytać co najlepszego mogą zaoferować w danej cenie. W mojej rodzinie oprócz mnie jeszcze 3 osoby dały się skusić na Lazaro i każdy otrzymał rabat i gratisy typu jakiś prosty koszyk na bidon, błotniki, upust na bagażnik itp. W necie bez problemu znajdziesz opinie na temat tych rowerów. Marka może nie tak rozpowszechniona i znana jak Romet, Kross, Merida itp, ale absolutnie nie jest to firma-krzak. Ze swojej strony polecam jako niezłą jakość za rozsądną cenę. BTW absolutnie nie jestem reprezentantem tej firmy, a jedynie zadowolonym użytkownikiem :-)Pozdrawiam, Olga

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Cześć:) O jak miło, że na bloga zaglądają też kobiety:)
        O rowerach Kands słyszałam, natomiast marka Lazaro brzmi mi raczej obco. Sprawdzałam na allegro, faktycznie ceny tych rowerów są niskie, a jakość w porównaniu do ceny całkiem, całkiem. Zerknęłam na Twój model i czytałam też przypadkową recenzję tego roweru. Wygląda ciekawie.
        Kiedy kupowałam mojego Unibike, to firma miała opinię właśnie takiej, która też produkuje rowery w korzystnych cenach i na stosunkowo dobrym osprzęcie. Jest to firma z mojej okolicy (Bydgoszcz)i tu w tych rejonach faktycznie swego czasu zaroiło się od ich rowerów. Wiele osób chwaliło ich sprzęt, więc postanowiłam też spróbować i przy okazji wspierać lokalny przemysł;). Widzę, że wspomniany przez Ciebie Lazaro i mój rower mają kilka wspólnych cech, np. aluminiowa kierownica, wspornik oraz sztyca - wszystko KALOY UNO, rama z aluminium 6061. Lepszy w Lazaro jest niewątpliwie napęd klasy Alivio, chociaż korbę i suport dali słabszą (w 2016r nieco poprawili). Jednak w tej cenie myślę, że to faktycznie przyzwoity sprzęt.
        W 2016 roku wymieniłam też obręcze w swoim rowerze właśnie na aluminiowe firmy Kands i widzę, że ponoć takie same są we wspomnianym modelu Lazaro. Kiedy kupowałam obręcze recenzowano je jako tanie i dobre, wzmacniane, dwukomorowe i wytrzymujące duże obciążenia. Jak narazie co do wytrzymałości nie mogę narzekać, rower miałam załadowany podczas ostatniej kilkudniowej wyprawy "po brzegi", a koła nie zawiodły, ale piasty nie pracują już tak płynnie choć mają zrobione dopiero ok. 2000 km.
        Niemniej o rowerach Kands słyszałam już trochę pozytywnych opinii, a Lazaro może mniej znane, ale każda dobra firma dopiero z czasem wyrobiła sobie renomę. Co do wagi 14 kg, to myślę, że jak na rower tej klasy to i tak nie jest dużo, a od mojego roweru to aż o 3 kg mniej!. Wierzę, że przesiadka z marketowego roweru na Lazaro to dla Ciebie jak zmiana z Malucha na Mercedesa, ponieważ miałam dokładnie te same odczucia z moim sprzętem. Pedałuje się nieporównywalnie lżej, w ogóle krótko mówiąc rower jest wygodniejszy i po prostu jedzie!

        Dziękuję Ci za obszerny komentarz i podzielenie się swoją opinią:)Baczniej przyjrzę się wspomnianym przez Ciebie rowerom, chociażby ze względu na to, że czasem ktoś pyta mnie o polecenie możliwie najtańszego roweru na nie najgorszym osprzęcie i myślę, że można go brać pod uwagę.
        Dzięki, pozdrowienia również dla Ciebie :)

        Usuń
    6. Witaj Basiu.

      Ja tez jeżdżę na najtańszym rowerze,w 2014r. kupiłem za 700 zł. i da się jeżdzić jak się kocha jazdę rowerem,chociaż na lepszym sprzęcie przyjemność z jazdy jeszcze większa,chociaż nie zawsze tak musi być.
      Podziwiam Cię że sama wszystko robisz przy rowerze,ja tak samo też sam sobie serwisuje cały rowerek (od 12 roku życia),to przyjemność i satysfakcja,a zwłaszcza jak komuś naprawiam :)

      Pozdrawiam rowerowo :)

      Robert. robert531972@o2.pl zapraszam

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dzięki za komentarz:) Po części jest jak mówisz,że na lepszym sprzęcie przyjemność z jazdy może być większa (rower lżejszy, lepsze komponenty itp., więc łatwiej się gna do przodu ), ale nie każdy może pozwolić sobie na drogi sprzęt, co nie oznacza, że w takim wypadku jazdę rowerem lepiej sobie darować.

        A samodzielne majsterkowanie przy rowerze, zwłaszcza gdy jest zwieńczone sukcesem,to na pewno źródło satysfakcji :)Także polecam serwisowanie roweru na własną rękę :)

        Pozdrawiam :)

        Usuń
      2. Szacunek za wyprawy i bardzo dobre wnioski . Opowiem Ci krótką historyjke . Rowery mam na stanie Trzy w tym b.droga szosówka i dwa górale . Ostatni rower górski na którym się poruszam kupiłem za 150zł mającym 15kg i jest jak piszesz. Ceny części do taniego sprzętu są spokojnie do przełknięcia i nawet warto w taki rower zainwestować. Nie boli tak naprawa jak w np. szosówce padnie Ci korba albo kaseta za X stów .
        Powodzenia w dalszych podróżach .

        Usuń
      3. W takim razie masz dobre porównanie będąc w posiadaniu zarówno drogiego jak i taniego roweru. Droższy rower z wyższej półki to często też lepszej jakości osprzęt, który może i jest bardziej wytrzymały, ale gdy zajdzie potrzeba wymiany, to zapewne - tak jak piszesz - da się odczuć po kieszeni. Natomiast tani rower, to zazwyczaj słabszej jakości komponenty, ale nawet jeśli częściej je trzeba wymieniać, to plus taki, że zawsze ma się świadomość jazdy na świeżo wymienionym osprzęcie, a przede wszystkim mniej to boli pod względem finansowym, bo jednorazowy wydatek znacznie mniejszy. Chociaż jak się zliczy częstotliwość wymian, może się okazać, że tańszy w eksploatacji będzie jednak ten droższy rower. No chyba, że weźmie się jeszcze pod uwagę jakieś mechaniczne uszkodzenia, zdarzenia losowe, to opłaca się mieć tańszy rower, bo ewentualne straty w sprzęcie tak nie zabolą jak w tym rowerze z komponentami za X stów.
        Przy głębszej analizie we wszystkim pewnie da się znaleźć plusy jak i minusy. Gdzieś słyszałam, że w tych droższych rowerach do pewnego etapu cena roweru idzie w parze z jego jakością. Jednak później cena rośnie a jakość niekoniecznie, zaczyna się bardziej gadżeciarstwo, a jakość troszkę spada, bo np. przy stosowaniu super ultra lekkiego komponentu, czasem dochodzi do strat w jego jakości, bo choć cieńszy, lżejszy, ale za to może tracić na wytrzymałości. Po prostu czasem coś kosztem czegoś. No ale każdy kupuje to co chce i na co może sobie pozwolić :)
        Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

        Usuń
    7. Basiu, jeśli tak mogę się zwracać,
      Jestem pod wrażeniem Twojej zaradności, a głównie niezalożności myślenia (co bardzo staram się wypracować o swoich córek) i uważności, rzadkiej niestety cechy u nas Polaków.
      Co do roweru, jeśli jeszcze nie kupiłaś. Moja córka od kilku lat jeździ właśnie Lazzaro. Ogólnie mówiąc, bardzo daje radę, a kosztował kilka lat temu poniżej 1000 zł.
      Ale w tym roku kupiłem rower Lence, drugiej córce. Przez OLXa znalazłem takiego pana z Mogilna (nie aż tak daleko od Ciebie), który sprzedaje prawie nowe rowery renomowanych marek, głównie modele podstawowe i ze średniej półki. Mi udało się kupić trekkingowo-miejskiego KTMa, hydroformowana rama alu 6061,komponenty Scorpo, siodełko SelleRoyal, obręcze 2-komorowe nyplowane, hamulce v-brake, przekładnia Nexus 7 (zależało mi na przekładni w piaście), za 1200 zł. Po dopieszczeniu wygląda jak nowy! Pan (ok. 50 lat) ma spory wybór, wygląda to legalnie (sprzedaje w swoim domu), pisze oświadczenie, że sprzedał rower, ale nie ma rachunku - myślę, że prowadzi to jako malutki biznes i nie ma konieczności wydawania paragonu fiskalnego. Jeśli jeszcze nie kupiłaś roweru, mogę podesłać zdjęcia nowego roweru córki, żebyś spojrzała własnym okiem oraz namiary na tego pana.

      Myślę, że możesz tam kupić bardzo przyzwoity i dający dużo radości z jazdy rower za 1500 - 2000 zł, a przyzwoity za 1000 - 1200 zł
      Pozdrawiam z mojego Ciechocinka.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Witaj,
        Dzięki za wiadomość i podzielenie się swoim doświadczeniem. Roweru jeszcze nie kupiłam, niby miałam takie nieśmiałe plany, ale jednak pozostałam w dalszym ciągu przy starym i sprawdzonym. Chyba mam za duży sentyment do niego i fakt,że rower nigdy nie zawiódł mnie na żadnej wyprawie sprawia,że jeszcze z niego nie rezygnuję. Do tego jest tak prosty w konstrukcji, bezproblemowy w naprawach, że chyba jednak na razie szkoda mi przerzucać się na inny-trochę w myśl powiedzenia "lepsze wrogiem dobrego";)Poza tym mniej teraz jeżdżę, nie wiem jak to będzie dalej i dlatego bez sensu byłoby kupowanie innego roweru. Główny powód jest przede wszystkim taki, że nie chciałabym dużo wydać na rower, a pod koniec 2018 roku rozglądałam się za rowerem dla mojej siostry i stwierdziłam, że gdybym chciała nowy dla siebie, to za większą gotówkę bo ok. 1500-2000 zł będę mieć dokładnie to samo albo i gorszy zestaw od starego (mój rower kosztował mnie w 2013r ok. 1250zł w promocji, a teraz już po moich ulepszeniach jest wart nawet więcej). Mam wrażenie,że ceny rowerów stale rosną i o ile kiedyś przeciętny rower kosztował 600zł, mój parę lat temu nieco ponad 1000zł, tak teraz w cenie 2000zł nie dostaniemy nic szczególnego... Jak już wspomniałam nie chciałabym wydawać dużych pieniędzy na rower, bo potem bałabym się o niego na każdym wyjeździe, o uszkodzenie w transporcie, o kradzież itp.,a kupując nowszy rower za ok. 2 tys. nie zobaczę praktycznie żadnej różnicy w osprzęcie, a jedynie wydam więcej gotówki za rower prawie takiej samej klasy jak obecny.

        Usuń
      2. Rower Lazzaro Integral (crossowy) polecało mi już kilka osób. Przyjrzałam mu się bliżej i faktycznie chyba nie ma sobie równych jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości. Przemyślany i zrównoważony osprzęt, gdzie prawie wszystkie komponenty są z tej samej grupy/klasy, rower godny uwagi i nie dziwię się, że jest hitem sprzedaży i został okrzyknięty mianem "King of the road". Moim zdaniem ciekawy rower. Mocno brałam pod uwagę tę markę kilka miesięcy temu przy kupnie roweru dla siostry. Jednak siostra chciała typowo trekkingowy rower i ostatecznie wybrałyśmy dla niej rower Kross Trans 4.0 czyli nową wersję roweru Kross Trans Pacific z 2017 roku, chociaż Lazzaro Integral na jego tle wypadał zdecydowanie lepiej. Na korzyść Krossa przemówiła cena, gdyż upolowałyśmy go aż o 500zł taniej z opcją samodzielnego złożenia. Siostrze chodziło o rower trekkingowy, a Lazzaro to jednak cross już o nieco innej geometrii ramy. Trekking jednak ma ramę przystosowaną do przyjęcia wygodnej pozycji, umożliwiającej komfortową, wielogodzinną jazdę. Trekking jak to trekking ma też w pakiecie bagażnik, błotniki, oświetlenie i wszystko to czego oczekiwała siostra od roweru do jazdy turystycznej,wyprawowej z sakwami. Nie byłoby problemu aby doposażyć tego Lazzaro, no ale jednak miał być trekking, więc jest, gotowy od razu po zakupie do jazdy, bez dokupowania osprzętu, dorabiania, kombinowania. Choć przyznam, że kupno roweru Krossa (i zastosowany w nim osprzęt) nie było dla mnie satysfakcjonujące i mam trochę taki niesmak jeśli porównam ów Krossa 4.0 do Lazzaro Integral.... No ale siostra zadowolona. Duże znaczenie miała też kolorystyka i wygląd roweru, do tego bardzo korzystna cena i fakt,że będę potrafiła go złożyć, przemówiło za kupnem jednak tego Krossa. Rozglądałyśmy się też za rowerami używanymi,byłyśmy m.in. w Nakle gdzie jest Pan, który sprowadza rowery używane z Niemiec i Holandii, posiada dobre rowery znanych i renomowanych firm, no ale jednak zdecydowałyśmy się na zakup nowego, gdyż używane kosztowały od 1300zł wzwyż, czyli nie tak mało,a jednak to już używany rower, nigdy nie wiadomo ile taki ma przejechane i co w nim siedzi, trzeba go praktycznie przeserwisować, sprawdzić, może coś wymienić, dodatkowe pieniądze,czas itd. Siostra podobnie jak i ja bardzo dba o rower, dlatego jednak postawiłyśmy na zakup nowego. Kupując rower nowy na gwarancji wiem co mam, 100% sprawny, wiem na przestrzeni czasu co wymaga wymiany, co i kiedy było robione, czuję się pewnie, a poza tym przy takiej aż nad wyraz dbałości o rower jak u mnie prawie wciąż wygląda on jak nowy mimo upływu lat. Miałyśmy też okazję kupić używanego niemieckiego Diamanta w dobrej cenie, ale właśnie z przekładnią Nexus 7 (ogólnie myślę, że to fajne rozwiązanie ale w takich bardziej miejskich rowerach, natomiast do jazdy na wyprawy, wolę rower prosty do samodzielnego rozebrania, naprawienia ewentualnych usterek za pomocą pakietu podstawowych kluczy). Przekładnie Nexusa starczają na wiele tysięcy km, ale kiedyś przyjdzie moment,że trzeba będzie ją przeserwisować, a z tego co się dowiadywałam nawet nie każdy serwis chce się za to brać i nie każdy potrafi to zrobić. Widziałam filmik prezentujący takie serwisowanie tej przekładni i powiem szczerze, że nie chciałabym tego robić, na pewno kosztuje to mnóstwo czasu, nerwów, stresu... Także osobiście nie widzę takiego rozwiązania w rowerach wyprawowych, zwłaszcza jeśli ktoś robi kilkanaście tysięcy km w sezonie. Co innego rower miejski, gdzie przy takiej normalnej codziennej jeździe takowa przekładnia być może starczy na cały okres "życia" takiego roweru i korzystania z niego.

        Usuń
      3. Chętnie rzucę okiem na ten rower Lence, o którym wspomniałeś, nie spotkałam się jeszcze z tą marką. Co do rowerów używanych uważam, że to jest dobra opcja, choć przyznam, że lubię mieć nowy rowerek, ale nowy i dobry rower to już koszt zakupu prawie jak używanego autka, więc pozostają jednak używane, a tak jak piszesz u niektórych handlarzy można wyrwać w dobrej cenie świetny rower w wizualnie (i czasem technicznie) nienagannym stanie. Chętnie poproszę o namiary na tego Pana z Mogilna, bo kto wie, może jak nie teraz to w przyszłości skorzystam, może uda się wyrwać jakąś perełkę, a jak nie dla mnie to może dla kogoś z rodziny czy znajomych. Od 2014 roku czasem zaglądam sobie na allegro do pewnego Pana, który sprowadza używane rowery renomowanych marek z zagranicy, wizualnie te rowery prezentują się po prostu rewelacyjnie! Dosłownie jak nowe, jestem w szoku i po komentarzach kupujących widzę, że ludzie są naprawdę zadowoleni. Śledzę tego Pana na wypadek, gdybym postanowiła kupić rower używany. Poproszę też Ciebie o namiary na tego Pana z Mogilna, bo któż wie co życie przyniesie, może skorzystam:) Mój mail: unirider85@gmail.com

        Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie niedaleki Ciechocinek!

        Usuń
    8. No właśnie w zeszłym roku postanowiłem trochę zaryzykować i odejść od utartych (w Polsce) przekonań. Miałem dłużej 3 rowery ze standardowym napędem. Trochę mnie denerwowały dość częsta konieczność czyszczenia i smarowania łańcucha oraz jego nawet lekkie piszczenie, kiedy wysechł lub był nieco brudny. Nie wiem jak Wy, ale kiedy łańcuch zaczynał dźwiękiem dawać o sobie znać, od razu czułem, że "coś jest nie tak" (to chyba wynika z mojego technicznego wykształcenia, że rower musi być całościowo w nienagannym stanie technicznym) i w dodatku, że są większe opory podczas jazdy :-D. Ale to pewnie psychika :-) .
      Od kilku lat miałem sprawdzony rower górski na kołach 26”, który w ostatnich latach przystosowałem do dłuższych wypraw: po przeróbkach założyłem błotniki i bagażnik. Po sezonie 2017 zdecydowałem, że wyraźnie bardziej potrzebuję roweru trekkingowego, niż górskiego. Przez kilka miesięcy oglądałem oferty w necie. Nie boję się w teb sposób kupować rowerów używanych. Na podstawie zdjęć, opisu i rozmowy z właścicielem można z bardzo dużym prawdopodobieństwem dokonać dobrego wyboru.
      Wreszcie na jesieni, po spadku cen, moją uwagę przyciągnął rower z... napędem w piaście. I to na pasku, zamiast łańcucha. No i zacząłem czytać na ten temat. Lubię teksty angielskojęzyczne, bo ich autorzy nie mają presji na udowodnienie swoich “racji “, piszą obszernie, konkretnie, ciekawie i obiektywne. Znalazłem wielu bardzo zadowolonych rowerzystów, też turystów i to w terenie górzystym, z przekładni Alfine 8 i 11 właśnie z napędem paskiem. Wg nich nie jest to napęd na bardzo strome, ciężkie podjazdy (stosunek przełożenia najmniejszego do największego to 407%) i nie pasuje do jazdy, kiedy naprawdę silny mężczyzna często, gwałtownie przyspiesza. Na wyprawę transsyberyjską raczej też nie jest to rozwiązanie. Nie taki był jednak cel. W pozostałych przypadkach wg użytkowników “daje radę“, a dodatkowo ma inne zalety. Są to: bardzo szybka, płynna zmiana przełożeń (również podczas postoju) , brak możliwości zanieczyszczenia przekładni dzięki szczelnej, metalowej obudowie, zawsze czysty pasek i ta bezgłośna praca całego napędu.
      c.d.n.

      OdpowiedzUsuń
    9. c.d.
      Po moich doświadczeniach z łańcuchem i wielu wieczorach lektury zaryzykowałem i koniec końców zdecydowałem się na taki koncept. Ale z lekką obawą, czy nie jest to jednak błąd.
      Faktycznie z taką przekładnią trochę trzeba się zaprzyjaźnić. Początkowe jazdy zaowocowały kilkoma groźnymi technicznie zgrzytami w przekładni. Bardzo mnie zaniepokoiły. Zacząłem jeździć ostrożniej, żeby przekładnia się nie rozleciała. Z czasem zauważyłem, że dzieje się tak krótko po zmianie przełożenia. Po kolejnych wieczorach z angielskimi forami i kilkoma próbami:
      - trochę inaczej wyregulowałem linkę od manetki
      - bardziej napiąłem pasek zębaty
      - wypłukałem stary i zalałem nowym olejem piastę; starego oleju było ok. 10 ml, zamiast 25, być może to była przyczyna niewłaściwej pracy sprzęgła i stąd te zgrzyty
      Na razie nie miałem okazji przejechać wielu kilometrów po wszystkich tych czynnościach serwisowych. Ale ogólnie w kilka jesiennych tygodni 2018 r przejechałem ok. 1000 km, część z niezbyt ciężkimi sakwami. I wrażenia mam takie:
      - być może to efekt świeżości, ale ten rower daje mi cały czas ogromną frajdę z jazdy: słyszę tylko szum gum (też zdecydowałem się na wszechstronne SCHWALBE SILENTO) i „wiatr we włosach” :-)
      - zmiana biegów to sama przyjemność
      - na nierównościach podskakujący łańcuch nie obija ramy
      - zakres przełożeń – zupełnie wystarcza, pokonywanie górek na Kujawach i w okolicach: bez problemu; na stromych podjazdach kilka razy użyłem pierwszego biegu
      - minusów jak na razie brak.

      Ale jako człowiekowi „technicznemu”, pozostała w zasadzie jedna obawa: jak będzie to na dłuższą metę wyglądać z obciążeniem bagażnika i jazdą po nierównej nawierzchni, jak np. korzenie w lesie lub większe kamienie.
      Zobaczę też, jak będzie wyglądać szczelność obudowy piasty, bo niektórzy sygnalizowali małe wycieki oleju z lewej strony, dla pierwszych serii produkcyjnych Alfine 11.

      Większych kosztów eksploatacji w zestawieniu z łańcuchem się nie boję. Nowy pasek Gates Carbon Drive to koszt ok 400-500 zł (bardzo wysoki), ale wystarcza na 15 – 20 tys. km. Koszt zużytych łańcuchów na tym dystansie będzie podobny.

      Ryzyko zerwania paska w trasie: w razie wystąpienia jest prawdziwy klops i game over. Ale zakładam, że będę widział, jak pasek się zużywa i w odpowiednim czasie kupię zapasowy. Wymiana na nowy to ok 15 minut.

      Przekładnia dobrze się sprawuje się w temp. poniżej 0 st. C.

      Wymiana oleju w przekładni: 1x/15 tys. km. Sprzęt do wymiany mam, koszt dedykowanego oleju Shimano to ok 45 zł.

      Zobaczymy, jak ta koncepcja napędu będzie wyglądać po całym sezonie 2019. Na razie jestem nastawiony entuzjastycznie, ale życie jest czasami skutecznym weryfikatorem entuzjazmu :-) .

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Mój poprzedni rower też był góralem na 26 calowych kołach, ale to był w ogóle przypadkowy zakup wiele lat temu, nawet nie miałam pojęcia, że są rozmiary ram, brałam po prostu pierwszy lepszy rower ze sklepu. Po przesiadce na pierwszy bardziej świadomie kupiony rower i pierwszy droższy rower, różnica była dla mnie piorunująca. Byłam w szoku, że ten rower tak lekko jedzie. Kupiłam go przez internet. A co do rowerów używanych to ja jednak troszkę mam obawy, bo często widzę dobre renomowane używane rowery, które wizualnie wyglądają jak nowiutkie prosto ze sklepu. Myślę,że to jak z autem w komisie, wymyją kärcherem, wypicują, pięknie wygląda i albo mamy szczęście i stan techniczny też jest ok, albo okazuje się, że zalety auta kończą się na nieskazitelnym wyglądzie. Trochę mam zawsze obawy w używanych rowerach, bo wiem co widzę na zewnątrz, ale nie wiem jak jest z tym czego nie widzę, np. suport, piasty, a co należy do chyba najbardziej ważnych rzeczy w rowerze. Zdaję sobie jednak sprawę, że czasem faktycznie można upolować perełkę, jakiś rowerek, który ktoś kupił, bo miał ambicje, a potem schowany do szopki i stoi nieużywany, aż w końcu sprzedany jako niepotrzebny a wciąż w prawie idealnym stanie.

        Ja dopiero niedawno trafiłam na rozwiązanie, o którym piszesz, czyli z tym paskiem zamiast łańcucha. Nie mam za bardzo zdania na ten temat, mam za mało wiedzy, a nawet jakoś bardziej nie interesowałam się tym tematem, bo stwierdziłam, że jest to stosunkowo nowe rozwiązanie, jeszcze pewnie drogie, mało sprawdzone, stosowane w droższych rowerach, a więc uznałam, że na razie nie zagłębiam się w to. Pierwsze myśli jakie mi się nasunęły,kiedy pierwszy raz spotkałam się z tym rozwiązaniem, były właśnie takie, że na pewno jest to bardziej czysta sprawa niż łańcuch, mniejsze zanieczyszczenie napędu itp. Z tego co piszesz wyszła fajna i przejrzysta analiza, taki logiczny wywód. Pamiętam, że w zeszłym roku sprawdzałam u paru polskich producentów czy stosują ten pasek w swoich rowerach, ale chyba tylko znalazłam w jednym i to był rower z górnej półki cenowej. Myślę, że to ciekawe rozwiązanie, ale mam za mało wiedzy i doświadczenia na ten temat, ale jakoś tak intuicja właśnie podpowiada mi, że to byłoby świetne rozwiązanie przede wszystkim dla rowerów miejskich czy w takich do turystycznej rekreacyjnej jazdy, raczej nie na ekstremalne i długie trasy pod dużym obciążeniem, nie w rowerach mtb.
        Ciekawe jakie będziesz mieć wrażenia z tym napędem po sezonie 2019 :-)

        Usuń
    10. Faktycznie z mojej lektury wynika że nie jest to koncepcja do dużych i gwałtownie zmieniających się obciążeń, czyli np. MTB. Ale turystyka rowerowa to raczej stabilne, długotrwałe obciążenie. Ze swojej natury sceptycznie podchodzę do stereotypów, a lista zalet paska jest kusząca. Dam znać po sezonie.

      OdpowiedzUsuń
    11. Rad z Ciechocinka10 lutego, 2019 06:51

      Przygotowuję rower do sezonu, na ten moment mam zrobione wszystko to, co chciałem. Jestem jak do tej pory bardzo zadowolony ze swojego roweru, ale jednak mam jeszcze cień wątpliwości, czy rozwiązania, które wybrałem, są najbardziej optymalne dla roweru trekkingowego/wyprawowego. Znalezłem taki materiał na YouTube, gdzie 2 doświadczonych (i mających środki) panów opisuje swoje robione na indywidualne zamówienie (jest polskie słowo oddające w 1 wyrazie angielskie "custome"?) rowery. Oba świetne, oba z przekładnią PINION, jeden składany do walizki, drugi tytanowy. Od jakiegoś czasu marzy mi się właśnie przekładnia PINION, może kiedyś uda się to zrealizować.

      Miłego oglądania:
      https://youtu.be/xO63S9nwI9s

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Oglądałam filmik, nie znam angielskiego na tyle by całość zrozumieć, ale obejrzałam całość. Nigdy nie słyszałam o przekładni PINION. Co raz więcej nowości i rozwiązań pojawia się na rynku rowerowym, ciężko być znawcą wszystkiego i nadążyć za postępem technologii, no a poza tym nie wszystko co rowerowe mnie interesuje. Po obejrzeniu filmu zafascynowała mnie możliwość złożenia roweru, bardzo praktyczna funkcja jeśli chce się wygodnie przetransportować rower np. w samolocie czy pociągu bez dodatkowych opłat. Ciekawa jestem jak z wytrzymałością tego rozwiązania, bo myślę, że jednak trwałe połączenie i jednolita rura ramy jest bardziej stabilna i wytrzymała niż skręcanie na gwint jak sztukowanie węża ogrodowego;) Im mniej złączeń, sztukowania, mniej newralgicznych miejsc, tym chyba bardziej coś jest trwałe. Także myślę, że jest to bardzo praktyczna sprawa, ale dodatkowe miejsce, na które trzeba uważać, pewnie konserwować itp. Ciekawa jestem też jak oni długo jeżdżą na tych rowerach i jak sprawdza im się ta manetka obrotowa. Osobiście jestem zwolenniczką klamkomanetek, chociaż kiedyś rewelacyjnym i bardziej praktycznym rozwiązaniem wydawały mi się właśnie manetki obrotowe, choćby z uwagi na to, że w przypadku uderzenia/przewrócenia się roweru, klamkę przerzutki można ułamać, a w manetce obrotowej mniejsze ryzyko uszkodzenia. Jednak praktyka zweryfikowała moje poglądy. W starym góralu miałam manetki obrotowe, szybko przestały być precyzyjne, wytarły się oznaczenia, a potem z trudem szło ruszyć manetkę. Klamkomanetki jak dla mnie są dużo lepszym rozwiązaniem, bardziej precyzyjnym, świetnie mi się z nich korzysta, wszystko mimo upływu lat chodzi jak masełko. Z resztą chyba coś w tym jest, bo np. z tego co widziałam, to manetki obrotowe shimano stosowane są w najtańszych rowerach.
        P.s. zainstalowałam sobie Komoota, tak bardzo pobieżnie sprawdziłam, ale chyba niezbyt można korzystać z map offline, chyba, że połączy się z internetem i przejrzy dany obszar,wówczas na jakiś czas zostaje w pamięci. Do tego tylko jedną mapę jednego obszaru mogłam pobrać za darmo-taki bonus na powitanie, a za całą resztę trzeba płacić. Nawigacja działa tylko online. Mam wrażenie, że to coś podobnego do google, chociaż sama forma map może ciekawsza. No ale jeszcze za słabo temu się przyjrzałam, aby wyrobić ostateczne zdanie.

        Usuń
    12. Rad z Ciechocinka10 lutego, 2019 16:13

      Przekładnie PINION wymagają manetki obrotowej. Zwróć uwagę, że z manetki wychodzą 2 linki, tak jakoby całość manetka-przekładnia była pętlą (dokładnie jak łańcuh pomiędzy blatem kasetą)
      Na moje inżynierskie oko system taki system składania ramy jest wyśmienity: kształt i materiał złącza dużo mówiąo ich jakości. Niestety zapewne również o cenie. Nie miałbym natomiast obaw o trwałość tego rozwiązania. Sam pomysł dla dalekich podróżników korzystających z samolotu czy pociągu: bomba. 
      Komoot bardzo dobrze działa offline. Trasę trzeba wyznaczyć online - można na komputerze w przeglądarce, potem wejść na swoje konto ztelefonu i zaznaczyć, żeby zapisała się offline. Do b takiego zabiegu koniecznie trzeba mieć kupione mapy. Pierwsza dla 1 obszaru jest za darmo. Następne są już płatne, ale jednokrotnie i dożywotno. Cena map dla całego świata to ok. 154 zł. Miałem możliwość na początku kupić cały świat za 100 zł przez kilka dni, ale nie skorzystałem i teraz trochę żałuję :-). Można również za 47 zł kupić pakiet obszarów.
      Samo wyznaczanie tras mocno przebija Google'a. Możesz zaznaczyć typ trasy: szosa, trekking, trekking po szutrach, MTB, MTB alpejskie, wędrówki piesze, wspinaczka. Możesz wybrać start i koniec w tym samym miejscu, jako pętlę. Można wgrać czyjś ślad i potemgob edytować wg własnych preferencji, dodawać i usuwać punkty, zmieniać ich kolejność. Między punktami (waypoints) trasa nie musi przebiegać po drogach, np. wtedy, gdy chcesz przekroczyć rzeczkę po brodzie lub nowym mostkiem, którego jeszcze nie ma na mapie albo drogą, której też jeszcze nie ma. Odnaczasz "follow ways" i droga między punktami to linia prosta.
      W podsumiwaniu zaplanowanej trasy są: ilość km, przewyższenia w m, dystans pod górkę i z górki, graficzny profi przewyższń trasy, szacunkowy czas przejazdu, ilość km po typie po danej typie drogi i to samo dla różnych nawierzchni.
      Widzę, że Komoot w Polsce jest mało popularny. Może dlatego, że nie jest przygotowany w naszym ojczystym języku
      Kiedyś korzystałem z chwalonego u nas Locusa, ale Komoot jest dużo prostszy, intuicyjny, można dodawać zdjęcia z trasy.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie mam pojęcia o tej przekładni PINION, więc może po prostu nie będę oceniać ani się wypowiadać. A co do składanej ramy, to już wcześniej wspomniałam i powtórzę, że zgadzam się, iż na pewno stanowi to niepodważalną zaletę dla osób podróżujących samolotem czy pociągiem. To oczywiste i bezdyskusyjne, a co do reszty kwestii nie wiem.

        Komoot faktycznie mało znany w PL. No a ja myślałam, że całkowicie można korzystać z niego offline, a z tego co piszesz, to ja podobnie robię w google czy endomondo. Myślałam, że Komoot pozwala na darmowe korzystanie offline z map, a działanie na zasadzie kupowania obszarów/map krajów/mapy świata to żadna nowość, większość aplikacji tak działa. Na pewno fajne są te opcje, o których dalej piszesz, bardzo rozbudowana aplikacja i pod tym względem faktycznie fajna. Poza tym chyba jednak wolę tradycyjnego googla czy endomondo. Google od nie tak dawna wprowadziło możliwość bezpłatnego zapisywania sobie na komputerze lub telefonie dowolnego obszaru na świecie, dowolnej mapy offline i właściwie wystarczy mi to. Włączam gps, pokazuje mi gdzie jestem na mapie bez łączenia się z internetem i wiem czy jadę w dobrym kierunku. Każdemu co innego odpowiada, dlatego tyle aplikacji, aby każdy mógł wybrać coś dla siebie :)

        Usuń

    Prześlij komentarz

    Popularne posty

    Wymiana korby i suportu na kwadrat- czyli o tym co bardziej męskie w kobiecym wydaniu.

    W moim rowerze postanowiłam po raz pierwszy wymienić cały napęd, a dokładnie mechanizm korbowy, wkład suportu, wolnobieg oraz łańcuch. Pomyślałam, że przy okazji może to stanowić temat na bloga. W tym wpisie chciałam poświęcić uwagę tylko suportowi i mechanizmowi korbowemu. Na wstępie zaznaczę, że nie istniała taka konieczność, by wymieniać napęd. Zębatki były w dobrym stanie, nie przypominały ostrych zębów rekina, nic nie trzaskało podczas jazdy, zmiana biegów odbywała się płynnie. Rower od nowości po dwóch sezonach miał przejechane niecałe 6 tysięcy km (wcześniej już raz wymieniałam łańcuch i wolnobieg). Spokojnie wykręciłabym na starym napędzie jeszcze niejeden sezon. Jednak mój rower należy do tych przeciętnych i tańszych, dlatego zastosowane w nim komponenty są również stosunkowo niedrogie, więc postanowiłam tak bardziej profilaktycznie niż z konieczności wymienić wspomniane wyżej elementy. Jeżdżę głównie samotnie, chciałam więc mieć spokojne sumienie i pewność, że mam nowe c

    Jak wymienić wolnobieg w rowerze?

    Wolnobieg to już dziś coraz rzadziej spotykane rozwiązanie, stosuje się go jeszcze w rowerach z niższej półki cenowej, ale nieuchronnie wypierany jest przez kasetę. Mimo, iż wolnobieg jest "gatunkiem" na wymarciu, postanowiłam poświęcić mu nieco uwagi, bo być może są jeszcze osoby zainteresowane jego serwisem. Mój rower fabrycznie także był wyposażony w wolnobieg. BYŁ, ponieważ po kilku sezonach postanowiłam jednak założyć kasetę. Nim to nastąpiło kilka razy miałam okazję wymieniać wolnobieg w swoim rowerze, więc postanowiłam podzielić się doświadczeniem. Wolnobieg

    Samotne 300 km rowerem w jeden dzień?! O dłuższych dystansach w oczach amatorki i z perspektywy zwyczajnego roweru.

    Dzień 30 sierpnia 2015 roku zapewne mocno zapisze się w mojej rowerowej historii. W tym bowiem dniu udało mi się przejechać 300 km! Poniżej chciałam przedstawić relację z moich jednodniowych rekordów: 200 km (w 2014 r) i 300 km w roku 2015. Rowerem zaczęłam jeździć mniej więcej w czerwcu 2014 roku, tak sporadycznie, przeważnie w weekendy. Do sierpnia siedziałam na rowerze w sumie 12 razy, a długość pokonywanych przeze mnie tras mieściła się w przedziale 50- 60km i raz 100 km. Dwa miesiące później, czyli w sierpniu, zamieściłam na jednym z portali podróżniczych ogłoszenie o chęci dołączenia do jakiejkolwiek wyprawy rowerowej. W wyniku tego ogłoszenia pojechałam z  nieznajomymi chłopakami na Hel (wyprawa zaczynała się w Szczecinie, ja dopiero mogłam dołączyć w Kołobrzegu - tu przeczytasz relację ). To pierwszy taki kilkudniowy wypad z pełnym ekwipunkiem w moim wykonaniu, więc towarzyszyły mi spore emocje. Najdłuższy odcinek z jakim przyszło mi się zmierzyć wyniósł 118 km. Przeży